Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Finlandczyk zgodził się i „Nadzieja“ wkrótce wyszła ze strefy pływającego lodu, sunąc ku brzegom. W dwa dni później czarne pasmo ziemi wynurzyło się z wody. Od tej chwili towarzysze płynęli w pobliżu tego pasma, czasami tylko zwijając żagle, aby zająć się połowem śledzi, które szeroką, długą na kilka kilometrów ławą płynęły ku zachodowi. Ryb było tak dużo, że górne warstwy ławicy wystawiały z wody płetwy grzbietów swoich.
„Nadzieja“, trzymając się brzegu, szła to na północ, to na wschód, to znowu na południe, obchodząc jakiś półwysep. Istotnie był to Jałmał, oddzielający ujście rzeki Jenisej od innej olbrzymiej rzeki — Ob. Brzegi były niezaludnione; morze, pokryte ciemno-szaremi falami, tylko od czasu do czasu ożywiało się stadami goniących śledzie fok; gdzie niegdzie łódź otaczały jękliwie krzyczące mewy, walczące ze sobą o porwaną zdobycz.
Długo trwała ta pływanka żeglarzy, gdyż lato minęło, przeszła jesień i już ostry mroźny wiatr zaczął ścinać wodę na pokładzie „Nadziei“. Radkiewicz i Lindensztadt zrozumieli, że wkrótce ogarnie ich zima i że muszą szukać schronienia na ten surowy, straszny czas. Żeglarze nieraz widzieli płynące na południe stada fok, które widocznie uchodziły przed dążącą od bieguna zimą.