Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swoją miłość Margot i prosić ją o rękę... Gdyby odmówiła — przyjadę po ciebie do „cave orientale“, mój stary!
— Będę oczekiwał! — zaśmiał się Grévin. — Ale wiesz co? Przyjedź do mnie nawet w tym wypadku, jeżeli nie odmówi...
Zaśmiał się głośno i wyszedł z pracowni.
Martinez szybko się przebrał, wyszedł na miasto, kupił olbrzymią wiązankę ulubionych przez Margot żółtych róż i pojechał do chińskiej restauracji.
Dancingi odbywały się naraz na dwóch piętrach. Na dole rzeźbiarz nie znalazł Margot.
Na wyższem piętrze w małym barze i w ciasnej, półciemnej, zatłoczonej, zasnutej kłębami dymu sali już tańczono. Przecisnąwszy się ze swemi różami przez tłum widzów, Martinez spostrzegł Margot.
Tańczyła z ogromnym atletycznym murzynem. Mdlała w potężnych objęciach, przyciskała się całem ciałem do bioder i piersi czarnego tancerza, płonęła cała i, wpatrując się w czarną twarz i błyskające bielą oczy i zęby murzyna, coś szeptała do niego półotwartemi wargami.
Jakiś gruby pan, stojący przed Martinezem, pochylił się do sąsiada i rzekł po francusku:
— To murzyn Kakao, atleta, nowa pasja amerykańskiej miljonerki Margot. Podobno spędziła miesiąc cały ze sławnym rzeźbiarzem —