Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nów i warsztatów, ciesząc się, że wieczorem przy kolacji zabawią domowników ciekawemi szczegółami stracenia bandyty.
Tylko przy małym, starym wodotrysku pozostała jakaś skulona postać.
Była to młoda dziewczyna. Nasunęła na głowę chustkę i ukrywszy twarz w dłoniach, cicho płakała.
Spostrzegł ją chłopak, pomagający grubej babie przy straganie z kwiatami.
Podbiegł i zapytał:
— Czego płaczesz, Żorżeto?
Podniosła załzawione oczy i szepnęła:
— Simoni nie żyje... On był dla mnie bardzo, bardzo dobry!
— Znałaś go? — zdziwił się chłopak.
— Widziałam go raz jeden! — odparła z jękiem. — Wtedy, gdy umarła mamusia. Siedziałam tu na tem samem miejscu i płakałam. Simoni, przechodząc, spojrzał na mnie i rzucił mi bukiecik fiołków... Powiedział wtedy łagodnym głosem: „Nie płacz, mała, życie jest krótkie, szkoda łez“...
Żorżetka skuliła się i, wcisnąwszy głowę w ramiona, szlochała.