Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pasy i pierścionki... Kupi dla niej stary Saidu hennę do malowania ust i „sulafe“ dla blasku oczu... Amburue będzie miała swoją niewolnicę i nigdy już nigdy nie tknie ohydnego tłoka do rozbijania prosa... A gdyby... a gdyby Saidu znalazł dla siebie młodszą od niej i piękniejszą żonę lub niewolnicę? O, Amburue da sobie z nią radę! Ze swej wsi w górach przywiozła przecież i zazdrośnie ukrywa na proszek utartą korę drzewa „teli“... Szczypta proszku, wrzucona do jedzenia rywalki, i — już trzeba zwoływać tancerzy i tancerki na wielki „tam-tam“ pogrzebowy...
Myśli Amburue zostały nagle przerwane. Samba zaczął wrzucać sieć do rzeki i kazał żonie wiosłować...
Murzyn, umocowawszy sieć, zwyczajem rybaków — Malinke, nie czekał aż się ryby w niej uwikłają; wziął harpun do ręki i jął ciskać go do wody silnym, nieuchwytnym prawie ruchem, wbijając zębate ostrze w grzbiety zdobyczy.
Amburue lubiła zawsze przyglądać się robocie rybaka, bo istotnie Samba piękny był w takich chwilach. Stalowe mięśnie prężyły mu się na grzbiecie i rękach, odlane ze spiżu nogi podobne były do konarów, prostych jak kolumny palm. Odrzucał wtył piękny tors i miotał go po chwili naprzód, jak bryłę czarnego agatu, z błyszczącemi na niej niby górskie kryształy źrenicami.