Strona:F. A. Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1930).djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kowalowi fala gorącej krwi rzuciła się do twarzy, a serce zaczęło głośno tłuc się w piersi. Pierwszym odruchem jego było uprosić generała, aby pozwolono mu natychmiast opuścić Syberję i powrócić do Charkowa.
— Lecieć do niej, jedynej, ubóstwianej, powiedzieć jej, że miłość dla niej nie pozwoliła mu zgnuśnieć, opuścić się na wygnaniu, lecz kazała mu dokonać czynu, który nawet wrogie władze carskie oceniły i uszanowały! Do niej... do wolności, miłości i nowej pracy dla ludzi... razem z nią!
Te myśli rozsadzały mu mózg, wyciskały łzy z oczu, zmuszały serce bić z niezwykłą siłą. Ale, gdy już miał usta otworzyć i staremu generałowi życzenie swoje wypowiedzieć, jakiś obcy, nieznany głos dobitnie szepnął mu do ucha:
— Co tam znajdziesz? Czy jesteś teraz jej pewny? Czy nie spotka cię nowa męka i ból? Nie spiesz się, młodzieńcze, niech wszystko idzie swoją drogą, niech płynie życie tak, jak kieruje niem łożysko, wyryte ręką losu...
Drgnął i słuchał dalej tego szeptu tajemniczego:
— Co przywieziesz ze sobą, oprócz siebie samego i nieznanego tam, niezrozumiałego dla niej piękna twego czynu i udręki dni twoich na wygnaniu?
Kowal ochłonął. Spojrzał w dobrotliwą i uważną twarz siedzącego obok starca i rzekł: