Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

współczesne przedmioty, gdyż u murzynów spotykałem strzały, zakończone ostremi krzemieniami, a nawet siekiery z kamienia.
Idąc przez dżunglę, często spostrzegałem na swojej drodze drzewa kapokowe, roniące dojrzałe owoce. Padały one na ziemię i, z hukiem pękając, rozrzucały dokoła jedwabistą watę z tkwiącemi w niej ziarnami.
W chaszczach natrafiłem pewnego razu na dziwnej formy szałas. Stanowiły go trzy drągi, uwieńczone słomianą strzechą.
Gdy chciałem zbliżyć się do tego szałasu, mój tropiciel wstrzymał mnie, szepcząc:
— Gri-gri!...
Wiedziałem, że tem imieniem murzyni nazywają swoje fetysze. Poszedłem więc i uważnie zbadałem szałas.
Pod strzechą wisiały pęki piór sępich małe „kalebasy“ z wnętrznościami i wychłą krwią ofiarnych ptaków, szmatki barwnej tkaniny, jakieś skórzane woreczki oraz gliniane naczynie ze zwisającemi z niego kiszkami jakiegoś dużego zwierzęcia, a może... człowieka?
— Chodź! Chodź stąd! — nalegał tropiciel. — On może przyjść, a wtedy...
— Kto może przyjść? — dopytywałem murzyna.
— On... — mruczał przerażony tubylec.
— Czarownik? — pytałem, wiedząc, że murzyni nigdy imienia tajemniczego człowieka nie wymawiają.
Kiwnął głową i pociągnął mnie za sobą.
Odszedłszy trochę, zaczął mój myśliwy odcinać nożem kawałek po kawałku jakąś lianę i chciwie ją wysysać. Gdy zauważył, że patrzę pytającym wzrokiem, objaśnił:
— To jest „ngaro“, liana, zawierająca w sobie dużo, dużo wody! Dobre duchy rozrzuciły ją w miejscach, pozbawionych wody, aby ludzie nie ginęli z pragnienia. „Ngaro“ ma korzenie długie, tak długie, że zawsze dochodzą do rzeki lub potoku i wysysają z niej wodę.