Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 02.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Możesz zbudować sobie piękny dom, — radzi urzędnik.
— Zbudowałem trzy! — wzdycha klijent.
— Kup samochód! —
— Mam już dwa, lecz i te mi nie są potrzebne! — ze zami w głosie mówi czarny plantator.
— Włóż do kasy oszczędności! — zadecydował komendant. — Będziesz miał procenty.
— To znaczy, że jeszcze więcej będę miał franków? — pyta murzyn, podnosząc stroskaną twarz.
— Naturalnie! — woła urzędnik, ucieszony z domyślności tubylca.
— Niemądra rada! — oburza się czarny klijent. — Ja ci mówię, że nie wiem, co z temi frankami robić, a ty chcesz mi dać jeszcze więcej!..
Murzyn beznadziejnie machnął ręką i odszedł.
Teraz jednak wie już podobno, co robić z frankami i nie boi się banków.
Inną drogą powracamy do Bingerville.
Mijamy wioski i samotne posiadłości murzynów, o pałacykach z kolumnadą i dziwnemi ozdobami na dachu i frontonach. Przejeżdżamy promem lagunę, szeroką na dwa kilometry i z zachwytem oglądamy połyskujący na niebie Południowy Krzyż, odbijający się dziwnie wyraźnie na nieruchomej, czarnej powierzchni laguny.
Gdy chwilami zapominałem o dobrej drodze automobilowej, o mknącym samochodzie i parowym promie — otaczający las, cicha laguna, głębokie niebo, usiane gwiazdami, mówiło o dzikiej dżungli, skąd co chwila wybiegały różne zwierzęta na płynące przed autem białe, oślepiające pasmo promieni acetylenowych.
Gubernator jednak za każdym razem przyprowadzał mnie do rzeczywistości, rozwijając przede mną plan dalszego rozwoju swojej kolonji.
Obecnie pracuje on nad przedłużeniem istniejącej kolei od Abidżanu do portów Dużego i Małego Bassamu, od Buaké zaś do Bobo-Diulasso, Uagadugu i Sikasso.