Strona:F. A. Ossendowski - Niewolnicy słońca 01.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmy szeroką rzeką Kabutaj. W kilku miejscach była ona przegrodzona mieliznami, utworzonemi przez ławice ostryg. Muszle tych mięczaków oblepiały wystające z wody korzenie nadbrzeżnych drzew, a w muszlach gnieździły się małe kraby — Pinnotheres. Inne znowu kraby, barwne i chyże, biegały po bagnistych brzegach, czaiły się w swoich norach, czyhając na pełzające i wdrapujące się na drzewa rybki (Periophtalmus Koelreuteri). Kraby te miały czerwone różki, któremi przywabiały zdobycz, i jedną nogę dużą, zbrojną w potężne kleszcze, drugą zaś znacznie mniejszą. O ile mogłem sprawdzić, należą one do rodzaju Gelasimus fluviatilis.
Trzęsawisko roiło się od wodnego ptactwa czaple, bąki i drobniejsze brodźce miały tu wyborne i obfite pożywienie. W gąszczu nadbrzeżnym rechotały małpy, w rzece pluskały się co chwila ryby. Tuż przy naszej pirodze dojrzeliśmy dwie ryby-igły.
Na kamieniach i na ławicach ostrygowych wdzieliśmy kilka krokodyli, które szybko zemknęły do wody, wydając rozwartemi, zębatemi paszczami głośne syczenie. Wszystkie strzały moje do nich były nieudane, bo zabić krokodyla nie jest rzeczą łatwą. Trzeba koniecznie trafić go w głowę, w okolicy ucha, inaczej, nawet śmiertelnie ugodzony, zsunie się do wody i ukryje na dnie rzeki, śród kamieni lub konarów zatopionych drzew.
Kabutaj jest rajem dla rybaków. Ryby duże i małe co chwila wyskakują z wody. Całe stada ich mkną w pobliżu naszej łodzi, zmykając przed pościgiem drapieżników wodnych. Na rzece spotkaliśmy kilkanaście pirog rybackich, zajętych połowem. Na drobnych czółenkach, wyżłobionych z jednego kloca drzewa, siedziało okrakiem po dwóch rybaków z nogami, zwisającemi nad wodą. Każdy z łowców miał po trzy wędki, a raczej sznury z ciężarkami i haczykami. Wędki były zarzucone do wody; linki dwóch wędek trzymał rybak zaciśnięte pomiędzy dużym a drugim palcem