Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ków przed innemi, szła stara samica, rozglądając się dokoła, węsząc wyciągniętą naprzód, wyprężoną trąbą i bez przerwy poruszając ogromnemi uszami. Stanąwszy nad brzegiem, chrapliwie wciągała powietrze, a przekonawszy się, że spokój panuje wszędzie, wydawała krótki ryk.

Stado wchodziło do rzeki, zlewało sobie i sąsiadom grzbiety i łby strugą wody, wyrzucanej przez trąby, tarło niemi boki i nogi, pomrukiwało rozkosznie i prychało.
Wyszedłszy z kąpieli, słonie długo ocierały się bokami o pnie drzew, starając się zdrapać o korę