Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i głośnym chrzęstem pękł, a odłamek jego ugodził murzynka w nogę.
Y upadł z krzykiem bólu, lecz zdążył spostrzec, że beczka, uderzywszy o niskie nadburcie,[1] wpadła do morza.
To jedno zobaczył Y, gdyż po chwili ciemność ogarnęła go i poczuł, że z coraz większą szybkością pada w jakąś otchłań bez dna.
Chłopak zemdlał z bolu.
Gdy oprzytomniał, ujrzał schylonego nad sobą bosmana, który starannie oglądał i obmacywał mu nogę.
Y syknął.
— A syczysz? — ucieszył się marynarz. — Musisz trochę pocierpieć...
To mówiąc, macał dalej obrzmiałą nogę chłopaka. Podniósł wreszcie głowę i rzekł:
— Szyprze! Chłopiec ma złamaną kość powyżej kolan. Zrośnie mu się rychło, bo to zdrowy pędrak! Nawet kuleć nie będzie.
Teraz dopiero Y spostrzegł siedzącego na uboczu szypra. Zrozumiał, że sam leży na tapczanie w kabinie grubego Reda. Znał ją dobrze, bo sprzątał tu codziennie. W kąciku stał Llo i płakał.

— Nie puszczaj wody z tych ślepi! — rzekł

  1. Nadburcie — żelazna sztaba, wystająca nad pokładem.