Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
40
F. ANTONI OSSENDOWSKI


Istotnie tak też i było. Nawet Wołodzia słyszał o tem w domu.
Pan Uljanow ze śmiechem opowiadał Marji Aleksandrównie o romansie profesora Iljina z inspektorową gimnazjum.
Inspektor, schorowany, sterany życiem i ciągłą grą w karty, niedawno się ożenił z młodą dziewczyną, niemal niepiśmienną szwaczką, która zdradzać go zaczęła nazajutrz po ślubie, narazie z uczniami 8-ej klasy, a potem z majestatycznym, przystojnym Arsenjuszem Kiriłowiczem.
Łacinista doskonale wiedział, że „młode wilki“, jak nazywał swoich wychowanków, poinformowane były dokładnie o jego romantycznych awanturach, więc, wchodząc do klasy przybierał tajemniczą, lekko ironiczną minę, a niebieskie oczy mówiły bez słów:
— Wszystko, co wiecie o mnie, schowajcie dla siebie!
Iljin odrazu stał się bożyszczem dla Uljanowa. Profesor znał klasyków rzymskich i greckich wyśmienicie, kochał się w historji starożytnej, pamiętał nazwę każdej rzeczy ze świata antycznego, pięknie deklamował „Eneidę“, a heksametry homerowskie z ust jego płynęły, jak cudowna muzyka, z niczem nie zrównana.
Między profesorem a uczniem z tego powodu nawiązały się nici milczącej przyjaźni.
Pewnego razu Iljin spotkał Włodzimierza na ulicy i zatrzymał go.
— Cóż to, młody wilku, lubisz stary świat? Zamierzasz poświęcić się filologji? — spytał, życzliwie patrząc na chłopaka.
— Nie wiem jeszcze, panie profesorze, — odparł Uljanow.
— Czas już określić swoje upodobania i wybrać prawdziwą linję życiową — zauważył łacinista.
— Tak... Sam też tak myślę... ale... ale...
Chłopak nagle urwał.
— Ale — co? — zapytał Iljin.
— Wciąż mi się zdaje... zdaje, że teraźniejsze życie jest jakieś nieprawdziwe, sztuczne... że coś ma się stać i wszystko nagle się urwie... — szepnął Włodzimierz.
— Hm — mruknął profesor, z podziwem patrząc w poważne oczy ucznia. — Hm! Takie masz myśli?
— Tak!