Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
28
F. ANTONI OSSENDOWSKI


i „uczony“ człowiek popsułby ucztę pogrzebową, krępowałby wszystkich.
Marja Aleksandrówna podtrzymała prośbę męża.
Młody pop z łagodnym, wstydliwym uśmiechem w milczeniu skinął głową, zdejmując z siebie kapę żałobną i zawijając w czerwoną chustkę krzyż, kropidło i butelkę z wodą święconą. Wytrząsnął z kadzielnicy węgle i spojrzał na wieśniaków.
Jedli, palcami biorąc z małej miseczki drobne szczypty kaszy pszennej i niecierpliwie spoglądając na osieroconych rodziców, łopatami równających mogiłę.
Pan Uljanow, zaprosiwszy popa do stołu, protekcjonalnym tonem wypytywał go o plebanję, o rodzinę, o sprawy kościelne.
Pop, skromnie opuszczając oczy, odpowiadał ostrożnie, nieufnie.
— Z jakiego seminarjum jesteście, ojcze? — spytała pani Uljanowa.
— Ukończyłem seminarjum kijowskie, a później akademję duchowną w Petersburgu, — nazwisko moje — Czerniawin, Wissarjon Czerniawin... — odparł cichym głosem.
— Akademję duchowną! — zawołał pan Uljanow. — Toż to najwyższy zakład naukowy, a wy ojcze Wissarjonie, zagrzebaliście się w dziurze wiejskiej! Jak to może być?
Pop podniósł wylękłe oczy i szepnął:
— Nie wiem, czy mogę otwarcie mówić... Boję się że ktoś podsłucha...
— Nam możecie śmiało mówić... — rzekła Marja Aleksandrówna.
— Wiem... — szepnął pop. — Znam syna państwa — Aleksandra Iljicza...
— Ta-ak? — zdziwiła się pani Uljanowa. — Gdzie ksiądz spotykał go?
— W Kazaniu... Mamy wspólnych znajomych... — odparł wymijająco.
— Niechże ojciec opowiada, jak się to stało, że uczonego kapłana posłano do takiej głuchej parafji?
Ojciec Wissarjon obejrzał się podejrzliwie i szepnął, pochylając się nad stołem: