Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
449
LENIN


— Bardzo proszę! Może winka, koniaczku? — zaproponował Ormianin
— Nie, dziękujemy... jesteśmy abstynentami surowymi! — zaśmiał się Burow.
— Aj — aj — aj! Napróżno! — cmokając głośno, mruknął Kustandżi. — Może jutro już żyć nie będziecie, poco się krępować... Aj — aj — aj!
Ormianin pobiegł na spotkanie nowych gości.
Byli to jacyś zupełnie prości ludzie, ale ich groźne, drapieżne twarze i śmiałe oczy zwracały na siebie uwagę.
— Chi — chi! — cicho zaśmiał się Burow. — Wesoło tu dziś będzie! Przybyli bandyci, a z nimi sam herszt Czełkan. Nie bój się! Nikogo rabować nie będą ci dżentelmeni. Wczoraj udała się im pewna dochodowa impreza... Przyszli się rozerwać, grać w karty, hulać, bo co mają robić z pieniędzmi? I tak jutro wpadną w ręce „czeki“; sami pójdą pod mur, a pieniądze, jeżeli coś zostanie z nich, — do kieszeni towarzysza Guzmana, prezesa tej wielce szanownej instytucji!
— O ile zrozumiałem, to Kustandżi dał ci... łapówkę? — szeptem zapytał Bołdyrew.
— Fi, jakie burżuazyjne słowo! — odparł ze śmiechem Burow. — Zapłacił mi okup. A cóż ty myślisz, że ja całe życie zamierzam spędzić w tem bagnie komunistycznem? O, nie, mój drogi! Uciułam sobie kilka tysięcy dolarów i drapnę za granicę. Dość już mam tych zbrodniarzy i oszustów!
Piotr z podziwem patrzył na kolegę. Życie i jego ugniotło i przerobiło na swoją modłę, — inaczej, niż jego, brata Grzegorza i rodzinę Sergejewych.
Z niechęcią spojrzał na Burowa, lecz w tej chwili przyszły mu na pamięć słowa Ewangelji:
— Nie sądź, a nie będziesz osądzony...
Spytał kolegę już spokojnym głosem:
— Jak to może być, że bandyci wchodzą do lokalu, w którym znajduje się milicja?
— Cha — cha! Oni wiedzą, że Kustandżi już tę sprawę załatwi spokojnie! — zaśmiał się Burow. — Ale chodźmy! Pokażę ci lokal. Wart jest obejrzenia! Jestem przekonany, że nic podobnego nie istnieje na całym świecie... Może w

LENIN29