Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
392
F. ANTONI OSSENDOWSKI


wiruje wśród odłamków światów, poszarpanych ciał ludzkich, porwany przez prąd potężny...
Rzęził, wyrzucając obłędne słowa, bez związku i znaczenia, słabnął, pogrążając się w milczenie, nieruchomy, prawie nieżywy. Wtedy pochylali się nad nim lekarze, dotykali pulsu, nadsłuchiwali, czy bije jeszcze serce Lenina — serce nikomu nieznane, tajemnicze, jak Rosja, — porywcza i obojętna, zbrodnicza i święta, mroczna i jasna, nienawidząca i miłująca, pochylająca głowę, jak skrzydlaty serafin Boży, i zuchwale podnosząca groźne oblicze Lucyfera; jęcząca, jak sierota na skrzyżowaniu dróg rozstajnych, i przerażająca dzikim świstem i okrzykiem Stieńki Razina, watażki okrutnego; płacząca krwawemi łzami Chrystusa i we krwi braci nurzająca się, jak najeźdźca tatarski.
Tak myślał oddany dyktatorowi, uwielbiający go doktór Kramer, trwogą o życie przyjaciela zgnębiony i przerażony.
Lecz serce jeszcze biło słabem, ledwie uchwytnem tętnem.
Dopiero po trzech tygodniach rozwarły się czarne oczy skośne i ze zdziwieniem oglądały pokój półciemny, majaczące w mroku stroskane, niespokojne twarze Nadziei Konstantynówny i doktorów.
Zaczął mówić słabym głosem.
Wypytywał o wypadki i znowu zapadał w sen, czy omdlenie.
Teraz jednak przytomność coraz częściej powracała. Tylko chwilami drętwiały mu prawa ręka i noga, nie mógł uczynić żadnego ruchu, ani słowa przemówić.
Czasami chciał powiedzieć coś, zapytać, lecz język odmawiał mu posłuszeństwa, bełkotał, wydając urywane mruczenie i bluzgając śliną.
— Objaw paralityczny... — szeptali lekarze.
Lenin zwalczał jednak te ataki. Zaczynał mówić i znów poruszał się swobodnie.
Nadzieja Konstantynówna spostrzegła, że chory coraz częściej krzywi się, marszcząc czoło, i oczy mruży.
Pochyliła się nad nim i spytała:
— Może, chcesz czego? Powiedz mi!
Uczynił znak, aby się niżej nachyliła, i szepnął:
— Mózg mój zaczął pracować... Muszę pomyśleć nad różnemi sprawami... Chciałbym pozostać sam...