Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.






ROZDZIAŁ XXX.

Na kilku frontach szalała wojna domowa. Coraz to nowe większe i mniejsze armje powstawały przeciwko dyktatorom kremlińskim. Odcięci od całego świata blokującymi Rosję aljantami i podtrzymywanemi przez nich „białemi“ wojskami, komisarze, jak żeglarze na tonących okrętach, ciskali w przestrzeń swoje „S. O. S.“ Było to jednak nie rozpaczliwe wołanie o pomoc, lecz groźne ostrzeżenie, czynione „wszystkim, wszystkim“, całemu światu, że proletarjat czyha na stosowną chwilę, aby wywiesić na szczycie wieży Eiffla, na Westminsterze, na Kapitolu Waszyngtońskim, nad Wiedniem, Rzymem i Berlinem czerwoną flagę rewolucji.
Czerwoni żołnierze znęcali się nad schwytanymi do niewoli „białymi“ oficerami, wycinając im na ramionach szlify, a z bioder zdzierając pasy skóry, przypiekano nad ogniem, wydłubywano oczy; rąbano siekierami; polewano wodą na mrozie, zamieniając ludzi na słupy lodowe; topiono w przeręblach setki związanych sznurami „wrogów proletarjatu“.
„Biali“ płacili komunistom okrucieństwem za okrucieństwo. Komisarzom wyrzynano na piersiach pięciopromienne gwiazdy; odrąbywano uszy, nosy i dłonie; wędzono nad ogniskami; próbowano na jeńcach ostrza szabel kozackich; strzelano do nich, jak do żywych tarcz; powieszonymi „czerwonymi“ żołnierzami zdobiono drzewa przydrożne, aleje parków i ścieżki leśne.
Komuniści — chłopi z nad Wołgi, znalazłszy rannego oficera „białej“ armji, rozpruli mu brzuch i, wyciągnąwszy jelita przybili je gwoździem do słupa telegraficznego. Bijąc jeńca kijami i potrącając, zmusili go do biegania wokoło przy rykach śmiechu, aż upadł, wyciągnąwszy z siebie wnętrzności, któremi omotał słup.