Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
284
F. ANTONI OSSENDOWSKI


Jakaś starucha o nieprzytomnych oczach, w których biegały krwawe odbłyski pożaru, bez przyczyny zakasując jubkę wyżej kolan, z jazgotem przeraźliwym wykrzykiwała:
— Palcie, palcie, ludzie Boży! Gdy spalimy dom, już nigdy nie powrócą panowie!
Inna, rzygając ohydnemi słowami, wtórowała jej:
— Matko Przeczysta, Chryste Panie, pozwoliliście mi dożyć dnia radosnego!
Głos jej załamał się w dymie gryzącym, więc pluć zaczęła i wyrzucać zgniłe, rozpustne wyzwiska i przekleństwa wściekłe, do bluźnierstw podobne.
Jakiś chłop, bezmyślnie podrygujący przed gankiem, nagle krzyknął:
— Pan i pani przy oknie, ludzie prawosławni!
Ogień dosięgnął już zamieszkałej części domu.
Bołdyrew, porwawszy omdlałą z przerażenia żonę, wlókł ją ku wyjściu. Drzwi były zatarasowane, narzucanemi przez chłopów klocami drzewa. Nie mógł wyważyć ich stary pułkownik, więc krzesłem wybił szybę w sieni i zamierzał tą drogą ratować życie.
Chłopi przyglądali się miotającej się przed oknem siwej głowie Bołdyrewa, podnoszącego osuwającą się ciągle żonę.
Do okna przyskoczył jakiś wyrostek i cisnął w starca kamieniem. Natychmiast zawył tłum, zaskowytał i grad kamieni posypał się na siwą głowę i pierś, okrytą długą, srebrzystą brodą.
Bołdyrew nagle zniknął. Widocznie upadł, ugodzony kamieniem.
W tej chwili z trzaskiem, zgrzytem i hukiem zawalił się pułap, wyrzucił wysoko, pod same niebo słupy iskier, płonących żagwi i węgli.
— Hurra-a-a! — przeniosły się nad tłumem radosne, triumfujące krzyki i brzmiały długo, zagłuszane łoskotem zawalających się belek i ścian.
— Wyprowadzajcie konie! — przebił się przez zgiełk i hałas przeraźliwy krzyk.
Wszyscy pomknęli ku zabudowaniom gospodarczym, lecz