Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
227
LENIN


— Lenin! Lenin! Niech żyje Lenin! — targnęły powietrzem setki gardzieli.
Ludzie podnosili się na palce, zadzierali głowy, tłoczyli się i potrącali, żeby lepiej widzieć tego, kto prowadził ich ku lepszej, wymarzonej przyszłości.
— Ustąpcie z drogi, towarzysze! — wołał szofer. — Drogę dla towarzysza Lenina!
— Co się tu u was dzieje? — spytał Lenin dobrotliwym głosem, spostrzegłszy niezwykłe błyski w oczach ludzi, otaczających furgon.
— Cha! Cha! — zagrzmiał śmiech. — Żołnierz porwał burżujkę ze szturmowego bataljonu, no i... Cha! Cha! Cha! Po takim zuchu odechce się jej bronić pałacu i burżujów... Cha! Cha! Cha!
Lenin skrzywił usta ze wstrętem i jeszcze bardziej zmrużył skośne oczy. W wąskich szparkach, niby węgle rozżarzone, świeciły się jego czarne, przenikliwe źrenice. Badał nastrój, wchłaniał w siebie myśli tłumu. Pojął przyczynę tej bladości twarzy, te mroczne, drapieżne połyski oczu i drżenie mocno zaciśniętych warg... Uśmiechnął się wesoło i beztroskim głosem odkrzyknął:
— Niech się zabawi wierny obrońca proletarjatu! Wszystko od dziś należy do was, towarzysze! Rabujcie zrabowane!
— Oho — ho — ho! — zawył tłum. — Lenin! Niech żyje Lenin!... Ach! Nasz on — umiłowany, wódz,... ojciec! Lenin! Lenin!
Pancerny samochód powolnie sunął naprzód, a za nim, popychając się, biegł tłum, Lenin zatrzymał się w pobliżu miejsca, gdzie dobijano resztki junkrów i kobiet bataljonu ochotniczego.
— Skończyć z nimi! — krzyknął Lenin. — Śpieszcie się na oględziny pałacu, waszego pałacu, towarzysze, bracia, walczący o wolność i szczęście proletarjatu, o promienną przyszłość ludzkości! Za mną!
Tymczasem z furgonu Czerwonego Krzyża wyskoczył piegowaty olbrzym. Leniwemi ruchami poprawiał na sobie ubranie, uśmiechał się lubieżnie i zuchowato spoglądał na wpatrzonych w niego powstańców.

15*