Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
220
F. ANTONI OSSENDOWSKI


— Zapewne! — zgodził się ojciec. — Zarząd oceni to niezawodnie, gdy nastaną czasy normalne.
— Nie nastaną! — rzekł poważnym głosem syn.
— Nie nastaną? — zapytała pani Bołdyrewa.
— Może... kiedyś... w każdym razie nieprędko — odparł młody inżynier. — Jestem przekonany, że rewolucja się uda i właśnie taka, o jakiej marzą ci ludzie. Cieszę się z tego!
— Co ty mówisz, Piotrze! — oburzył się ojciec.
— Mówię to, co myślę! — odparł syn. — Nie można było dłużej znosić takiego stanu. Ci, co najciężej pracują, w gruncie rzeczy pozostają na stopniu niewolników, lub niepożądanych, chociaż niezbędnych maszyn, które się wyrzuca, gdy pracują nie dostatecznie sprawnie, lub, gdy na skutek kalkulacji właścicieli, nie są potrzebne...
— Wszędzie istnieje ten sam system — bronił się pan Bołdyrew.
— Wszędzie też jest źle! Zrozumieli to kapitaliści amerykańscy i, wybierając z masy robotniczej najlepsze, najzdolniejsze okazy, czynią z nich uczestników przedsiębiorstwa w części, sprawiedliwie i rzetelnie obliczonej. Innym krajom, a pierwszej zkolei — Rosji, rewolucja już świeci łuną w oczy... — z rumieńcem na twarzy odpowiedział Piotr.
W gabinecie zadzwonił telefon.
Pan Bołdyrew wziął słuchawkę.
Zbladł nagle i prawie bez sił opuścił się na fotel. Szeptał, rzężąc i nie mogąc złapać tchu:
— Nasze składy zostały zrabowane przez oddział marynarzy i robotników. Fabryka podpalona... Telefonuje mi o tem nasz prezes...
Piotr Bołdyrew trzasnął w palce i, chodząc po pokoju, mówił:
— Tego się boję najwięcej! Dziki instynkt naszego tłumu, podsycany nadmiarem mściwości, odda się burzeniu... Co wtedy będzie z Rosją? Chętnie będę współpracował z wyzwolonym ostatecznie ludem, lecz nie z burzycielami! To — okropne! Pojedziesz do fabryki?
— Prezes mówi, że w całej okolicy wre bitwa pomiędzy buntownikami i pułkiem Semenowskim, podtrzymującym rząd — szepnął zgnębiony inżynier.