Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
216
F. ANTONI OSSENDOWSKI


Kilku chłopców, wymachując chustkami, poszło na spotkanie żołnierzy.
— Poco strzelacie? — pytali ich żołnierze.
— My za towarzysza Lenina walczymy! — odpowiedzieli chórem.
— Toż i my idziemy mu na pomoc ku Zimowemu Pałacowi — odpowiedział podoficer, prowadzący oddział.
Z wylotu poprzecznej ulicy wyszło kilku uzbrojonych ludzi i stanęło na chodniku.
— Hasło? — krzyknęli.
— Proletarjat... — odpowiedzieli żołnierze.
W tej chwili padły strzały. Oddział rozsypał się w popłochu, na bruku, pławiąc się we krwi, długo miotały się ciała żołnierzy i dwuch uczniów gimnazjalnych, niby ryby, wyrzucone na brzeg.
— Boże!... — jęknął Bołdyrew i już biegł blady, drżący, na nic niepomny. Miał jedno tylko pragnienie — ukryć się czem prędzej w swem zacisznem mieszkaniu, aby nic nie słyszeć i nie widzieć. Wpadł do sieni domu i skierował się do windy.
— Maszyna nieczynna — odparł stary portjer niechętnym głosem.
— Bardzo przykra nowina... — zauważył inżynier.
— Będzie gorzej... Winda to — głupstwo! Nie wysoko, może pan zajść na piechotę. Prosty lud obchodzi się bez windy, więc i burżuje mogą...
Bołdyrew ze zdumieniem spojrzał na portjera. Człowieka tego znał od 15 lat. Był zawsze grzeczny, cichy, usłużny. Teraz spoglądał na inżyniera ponurym wzrokiem i miał złośliwy uśmiech na twarzy.
— Szybko zmieniliście się... obywatelu... — mruknął Bołdyrew.
— Żałuję, że przyszło do tego dopiero na stare lata! — odparł portjer prawie zuchwale.
Inżynier nic już więcej nie mówił. Wszedł na drugie piętro i zadzwonił.
Pokojówka otworzyła mu drzwi i patrzyła na niego zagadkowem spojrzeniem.
— Pani w domu? — spytał.