Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
215
LENIN


Kupiec rzucił się na mówiącego i uderzył go w pierś. Słaby, chudy człowiek upadł pod ciężkim ciosem. Jeden ze stojących wpobliżu mężczyzn zaczął kopać leżącego. Robotnik zerwał się i wybiegł na ulicę, krzycząc:
— Towarzysze! Bolszewików biją!
Bołdyrew nie czekał dłużej, szybko wyszedł i zawinął do najbliższej bramy. Widział, jak kilku uzbrojonych robotników pędziło już przez ulicę i otoczyło poturbowanego.
Po chwili wywleczono z bramy kupca i okazałego młodzieńca w urzędniczej czapce. Prowadzono ich, popędzając kolbami i pięściami, lecz nagle grupa się zatrzymała.
Szybko ustawiono aresztowanych pod murem.
Robotnicy odbiegli na środek ulicy i dali salwę.
Na chodniku pozostały dwa nieruchome ciała.
Bołdyrew nie patrzył na leżące trupy, bo czuł, że ogarnia go przerażenie, a dreszcz wstrząsa całem ciałem.
Zaczął badać siebie.
Nie! Nie był to lęk o życie własne. Czuł raczej zgrozę wobec nieznanej jeszcze, lecz już nadążającej klęski. Nie widział jej, nie słyszał jej głosu, lecz czuł, jak zmorę, tłoczącą pierś i zaciskającą gardło zimnemi palcami.
Odgłosy strzelaniny dochodziły zdaleka.
Paru przechodniów przewinęło się przed bramą, gdzie stał w ukryciu Bołdyrew. Poszedł za nimi i skręcił w boczną ulicę. Musiał jednak stanąć. Chodnik i jezdnie były przegrodzone.
Tłum wyrostków w czapkach gimnazjalnych budował barykadę. Znoszono z dziedzińców kamienie, kawały węgla, kloce drzewa, skrzynie, stoły. Szybko wyrósł spory szaniec; nad nim trzepotała czerwona chorągiew.
Chłopcy pracowali w pośpiechu. Jedni dźwigali jeszcze ciężkie worki i deski, drudzy już nabijali karabiny i zajmowali stanowiska na barykadzie.
Ktoś krzyknął przeraźliwie:
— Żołnierze!
Wszyscy ukryli się za szańcem. Tłum, przyglądający się pracy chłopców, rozproszył się w jednej chwili. Zagrzmiała salwa. Nad oddziałem, sunącym ulicą, podniesiono białą płachtę. Odezwała się trąbka.