Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
201
LENIN


o swoją skórę. Ktoś jeszcze broni pałacu i osoby kuglarza rewolucji! Jak myślicie, towarzyszu Antonow-Owsienko, co będzie jutro?
Mówił to człowiek małego wzrostu, o szerokich barach i dużej głowie, tonącej w starej czapce robotniczej.
Jego towarzysz — blady, chudy, odziany w płaszcz żołnierski, wzruszył ramionami i, zdejmując okulary, odparł:
— Włodzimierzu Iljiczu, ja już swoje słowo powiedziałem. Stolica jutro do wieczora zostanie zdobyta... Dwa dni biegam po wszystkich fabrykach i koszarach. Czterdzieści tysięcy uzbrojonych robotników, pułki Pawłowski i Preobrażeński na pierwszy rozkaz Lenina wyjdą z bronią na ulicę. Od was teraz wszystko zależy...
— Jam gotów! — syknął Lenin.
Mongolska twarz skurczyła się, przez wąskie szparki zmrużonych, skośnych oczu połyskiwały czarne źrenice, oświetlone latarnią elektryczną.
— Jam gotów! — powtórzył. — Tylko oni jeszcze się wahają...
— Kto? — zapytał Antonow. — Zinowjew, Kamieniew?
— Tak! Oni, a i inni, oprócz młodzieży, nie są pewni zwycięstwa. Muszę ich przekonać, bo zaczynać bez wiary w triumf byłoby zbrodnią przed proletarjatem!
— Cofać się już nie możecie! — zawołał Antonow. — W swoim artykule zapowiedzieliście stanowczo termin walki o władzę komunistów. Cofać się za późno!
— Ja się nie cofam! — zaśmiał się Lenin. — Ja tylko dążę do osiągnięcia ogólnego porywu i wysiłku największego.
— Rzeknijcie słowo, Włodzimierzu Iljiczu, a za godzinę nie będzie opornych... — mruknął Antonow i ponuro spojrzał na Lenina. — Wyrżnę chociażby cały centralny komitet partji i całą Radę robotniczych i żołnierskich deputatów!
Trzeci, ukryty w ciemnem załamaniu muru, zgrzytnął zębami.
— Co wam jest, towarzyszu Chalajnen? — spytał Lenin.
Łamaną mową odpowiedział:
— Znacie fińskich rewolucjonistów, ochraniających was? Powiedźcie, a my zrobimy porządek... Nikt już nie będzie miał odwagi sprzeciwiać się wam...