Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
187
LENIN


miętaj, że my jesteśmy synami buntu narodu naszego. Niechże wrogowie nasi dopomogą bunt ten wszcząć i podnieść go aż pod obłoki, jak czerwoną falę!
— To okropna prawda! — szepnął pisarz.
— Okropna? — zaśmiał się Lenin. — To mówisz ty? Maksym Gorkij? Człowiek, który wyszedł z najciemniejszej, najbardziej zdeptanej warstwy ludu? Ty — znawca duszy bosiaka bezdomnego, nienawidzącej dziewki publicznej, zbuntowanego chłopa i robotnika, o świtającej myśli rewolucyjnej?! Wstydź się! Przeżywamy żelazne czasy! Dziś nie dano nam głaskać ludzi po głowie. Ręce opadają ciężko, by strzaskać czaszki, zmiażdżyć kości bez miłosierdzia!
Umilknął i po chwili dodał:
— Najwyższem pragnieniem naszem stało się wytępienie wszelkiego gwałtu! Piekielnie ciężkie zadanie!... Gwałtem i uciskiem dojdziemy do rozwiązania go. Innej drogi niema, bo człowiek nie jest zdolny do tworzenia rzeczy i pojęć idealnych, doskonałych w chwili dowolnej! Potrzebne były wieki niewoli, aby zrodził się bunt, przejdą dziesięciolecia nowego ucisku i panowania żelaznej ręki, nim z buntu wyłoni się prawdziwa wolność, która jest niczem innem, tylko równością...
Gorkij nic nie odpowiedział.
Nie chciał rzucać goryczy zwątpienia do duszy przyjaciela, mówiącego z takiem głębokiem przekonaniem, silnem, rozbrajającem.
Wielki pisarz rozumiał, że Lenin w tej chwili przemawiał nie do niego, lecz do zbiedzonych tłumów, marzących ślepo o równości, do nędzarzy ciemnych, których zamierzał prowadzić ku dalekiemu celowi, kryjącemu się w złowrogiej mgle.
Milczał.
Lenin otrzymał wkrótce list od żony. Donosiła o kongresie socjalistycznym, który, na żądanie Lenina, miał się odbyć w Szwajcarji.
Nie zwlekając ani chwili, pożegnał pisarza, znajomych rybaków, partnerów, z którymi chętnie grywał w szachy, i powrócił do Zurychu.
Na czas przybył do Zimmerwaldu, gdzie z nienawiścią w oczach i głosie ścierał się namiętnie z wodzami socjalizmu