Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
175
LENIN


Umilknął i patrzał nieruchomym wzrokiem na Lenina.
Włodzimierz już zupełnie poważnie spytał:
— Jakże budować i tworzyć będą ludzie ciemni od sochy i kurnej chaty? Nie potrafią przecież?
— Nie obawiaj się, człowieku miły! Chodzą po ziemi naszej — ubodzy, ciemni, chodzą też święci i mądrości pełni... Ci nauczą nas, nie bój się! Bóg — nie ino dla robaków nędznych, lecz i dla orłów o skrzydłach szerokich, mocarnych... Dla wszystkich świeci jedno słońce — Prawda Boża!
— Nie widzę nawet świtania tego słońca — mruknął Lenin.
— Ty nie widzisz, miły, ale inni widzą już i tu, i tam... Ujrzałem ją przed sobą w tym ostatnim dniu życia... i raduję się, że dano mi ujrzeć ją — promienną, jak zorza! Wielkie to szczęście!
Chłop zamyślił się i milczał.
Lenin przyglądał mu się bacznie. Powoli uświadamiał sobie obraz duszy rosyjskiej — maksymalizm dążeń — albo wszystko, albo nic; mistyczną wiarę w możliwość założenia na ziemi, „Niebiańskiego Jeruzalem“; tajemnicze przeświadczenie o posłannictwie narodu i wieczną tęsknotę i poczuwanie się do odpowiedzialności i męczeństwa za szczęście całej ludzkości od kresu do kresu ziemi, bez samolubstwa, bez miłości dla swojej ojczyzny, składanej, jak jagnię ofiarne, na ołtarzu Boskiej Prawdy dla dobra wszystkich, wszystkich, jak świat szeroki, a, może, dalej, aż po granicę najdalszych, ledwie dostrzegalnych na niebie gwiazd i mgławic świetlnych.
Chłop nie tknął przyniesionego posiłku.
Klęczał, zwróciwszy twarz ku wschodowi, żegnał się zamaszyście i bił pokłony, uderzając czołem w deski pryczy.
Po północy obudzono więźniów. Dozorca i żołnierz z bagnetem wyprowadzili chłopa. Odszedł w milczeniu, skupiony, pogodny.
Lenin długo nadsłuchiwał, lecz towarzysz nie powrócił.
Zrana dowiedział się, że wyrok został wykonany.
Włodzimierz zacisnął zęby, aż skrzypnęły, i wyrzęził głucho: