Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
160
F. ANTONI OSSENDOWSKI


Poeta milczał.
Spojrzał ku wschodowi. Tam zawisł bezdenny, okiem nie przenikniony mrok.
Obrócił twarz na zachód. Za czarną zasłoną gasły resztki zorzy.
Jakgdyby zrywająca się znagła burza przyszła zgroza bezmierna. Poeta rękę podniósł i rzekł głosem, w duszy zrodzonym:
— A jeśli w mroku i zbrodni ziemię tę pogrążysz — zginiesz i przeklinać cię będą wnuki wnuków naszych...
Lenin śmiał się, a z grubych warg jego sączył się ostry, przenikliwy syk.
Trząsł się cały i oczy skośne mrużył...
Gdzieś daleko — daleko, już za górami przebiegł głuchy pomruk przewalającej się nad światem burzy.
Słaby pomruk... Nawet echo nie odpowiedziało mu.
Nie słyszało odgłosu odlatującej burzy, a, może, nie rozumiało dalekiej groźby?...