Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
153
LENIN


W tym czasie Lenin zwołał zjazd partji w Pradze czeskiej dla omówienia taktyki, uzgodnionej z okolicznościami momentu politycznego.
Przed rozpoczęciem obrad otrzymał list cyfrowany. Odczytał go i uśmiechnął się zagadkowo.
Na zjeździe zbliżył się do niego nieznajomy człowiek i, przyglądając mu się podejrzliwie, rzekł:
— Niezmiernie się cieszę że was poznaję, towarzyszu! Jestem delegatem od socjalistycznej lewicy Dumy Państwowej. Wygłaszałem pisane przez was mowy...
— Malinowski? — przerwał mu Lenin.
— Tak! — potwierdził nieznajomy.
— Sądzę, że macie do pomówienia ze mną na osobności... — szepnął Lenin.
— Istotnie... chciałem... — zaczął Malinowski.
— Nie tutaj! — potrząsnął głową Lenin. — Przyjdziecie do mnie dziś wieczorem. Będziemy sami... W cztery oczy łatwiej się mówi. Prawda?
— Rzecz jasna, że łatwiej! — zgodził się. — Przyjdę do was, Włodzimierzu Iljiczu.
Około północy zjawił się w pokoju Lenina i niespokojnym wzrokiem szperał po wszystkich kątach.
— Widzę, że macie coś ważnego do powiedzenia! — uśmiechał się Lenin. — Mówcie śmiało — nikt nas nie podsłucha.
Usiedli i pochylili ku sobie głowy, jak dwaj spiskowcy.
— Spotkała mnie pewna przykrość... — zaczął Malinowski niepewnym, drżącym głosem. — Towarzysze twierdzą, że posiadają dowody... dowody...
— Że służycie na dwa fronty: rewolucji i policji! — dokończył za niego Lenin.
— To już wiecie? — spytał, ze zdumieniem i trwogą patrząc w jarzące się źrenice Włodzimierza.
Ten w milczeniu skinął głową i czekał, nie spuszczając wzroku z niespokojnie biegających oczu gościa.
— Oszczerstwo! Krzywda mi się dzieje, Włodzimierzu Iljiczu! — zawołał i uderzył się w piersi. — Wiecie, że byłem mieńszewikiem, lecz stopniowo, po długich obserwacjach i namyśle, przeszedłem do bolszewików i wykonam wszystkie wasze zlecenia, towarzyszu!