Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
97
LENIN


— Bezrobotny? — rzucił pytanie.
Uljanow w milczeniu skinął głową.
— Paszport! — rzekł dozorca i wyciągnął rękę, okrytą dużemi piegami.
Przeczytał podany mu papier, wystawiony na nazwisko Bazylego Ostapienki, wieśniaka z guberni Charkowskiej, zecera.
Zapisał do księgi, schował pieniądze do pudełka i z brzękiem rzucił na stół mosiężną blaszankę z numerem.
— Drugie piętro, trzecia izba. — mruknął i, wydobywszy z pod kantorka czajnik, nalał herbaty do zatłuszczonej, dawno niemytej szklanki.
Uljanow odnalazł swoje miejsce w ciemnej, zakopconej izbie, pełnej zaduchu, bo obłoki dymu tytoniowego i trzydzieści, cuchnących potem, wódką i brudnem ubraniem postaci leżało na pryczach w pozach nieprzymuszonych i malowniczych. Niektórzy klienci przytułku leżeli zupełnie nadzy z ropiącemi się wrzodami na ciele, z ranami na spracowanych stopach. Wyłapywali na sobie wszy i klęli, złorzecząc wszystkim i bluźniąc ohydnie.
Nikt nie spał jeszcze. Gwar rozmów dolatywał też z innych izb, wychodzących do wąskiego korytarza.
Ujrzawszy nowego klienta, jakiś brodaty, półnagi drab, krzyknął:
— Hrabia raczy kroczyć! Cicho, chamy, stulcie gęby przed wysokorodnym, nieznajomym panem! Cześć panu hrabiemu!
— Cześć wam, generale! — odpowiedział Uljanow, śmiejąc się wesoło.
— Dlaczego myślicie, że jestem generałem? — zapytał zdumiony drab.
— Bo prędko oni tak wszyscy wyglądać będą. Myślałem, że już się zaczęło od was! — odpowiedział, zdejmując palto.
Wszyscy śmiać się zaczęli.
— To myślisz, że tak będzie? — zadał pytanie stary żebrak, owinięty w łachmany.
— Powiedz...! — podtrzymali go inni.
— Jakżeż może być inaczej?! — odparł. — Czyż myślicie, że na wieki starczy nam cierpliwości, aby przymierać

LENIN7