Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
92
F. ANTONI OSSENDOWSKI


i cieląt, jedzą z jednej misy, na jednem łożu mnożą się, rodzą dzieci i umierają? Naszego życia katorżników, bez idei, pełnego zabobonów: począwszy od ofiar dla domowych biesów aż do zachwytu przed zachodnim parlamentaryzmem? — Dokoła nas pustkowie, gdzie albo nas bili, albo my mordowaliśmy. A wśród tego wszystkiego — pierwotny, ciemny, jak dziewiczy las, rosyjski chłop — rab boga, rab cara i rab djabła...
— Jednak miasta nasze, nasza sztuka, literatura... — zaprotestowała Zasulicz.
— Miasta? — powtórzył Uljanow. — Są one gdzieś daleko, zresztą są to tymczasem wielkie wsie. Ośrodki nieraz wspaniałe, a tuż obok — nędza! Sztuka, literatura? Piękne są niezawodnie! Lecz Puszkin — metys i dworak; Szczedrin — gubernator, Tołstoj — hrabia, Niekrasow, Turgieniew, Lermontow, Dzierżawin, Żukowskij — szlachta, burżuazja! Cała sztuka wyszła ze dworów i pałaców, lub natchnioną została przez wrogów klasy pracującej. Nienawiść do tych twórców silniejsza jest od zachwytu nad ich dziełem!
— A na zachodzie, na zgniłym zachodzie, towarzyszu? — spytał z surowym błyskiem zimnych oczu Plechanow.
— Czyż można porównywać?! — zawołał Uljanow. — Tu na każdym kroku potężne, genjalne wcielenie w realne formy zorganizowanej woli ludzi, dążących do tego, aby z dumą powiedzieć: „my potrafiliśmy skierować pierwotne siły natury do łożyska rozumnych potrzeb człowieka! Jesteśmy władcami ziemi!“
— Co za zachwyty! — uśmiechnęła się Zasulicz. — Nie zna pan tego raju władców ziemi!
— Być może, — zgodził się spokojnie. — Zachwycam się tem, co już jest zrobione. Lecz widzę też słabe strony. Zachodni człowiek zbytnio wierzy w wartość istoty ludzkiej, żywi nadmiar szacunku dla swej pracy i czuje godność osobistą. Słowem — jest indywidualistą. To zrodziło egoizm bezgraniczny. Tymczasem wielkich, niebywale wielkich dzieł dokonają masy zmechanizowane, poruszane władnym, twardym intelektem kierowniczym, rozumiejącym cele ogólnoludzkie, zbiorowe!
— Dalekie widzicie przed sobą horyzonty! — zauważył Plechanow.