Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ulokować na noc. Wspomniał o tem w rozmowie z oficerami. Jeden z nich zaprosił korespondenta do siebie. Wkrótce siedzieli w namiocie przy małym stoliku i jedli gorącą polewkę.
— Prawdopodobnie będę mógł służyć panu gościną tylko na dzisiejszą noc, — rzekł oficer. — Jutro... jutro nas już tu nie będzie...
— Dlaczego? — spytał Nesser.
— Jutro, jak pan słyszał w sztabie, rozpocznie się bitwa. Pierwszy pójdę z moją kompanją...
— Skąd pan to wie? — zawołał reporter. — Dyspozycja jeszcze nie przyszła.
— Ja wiem, że zacznę bitwę w Ardennach pierwszy, — z radosnym uporem w głosie powtórzył oficer. — Jesteśmy wszak wysunięci najdalej naprzód, tuż za osłaniającą nas kawalerją, która w tej chwili odchodzi na tyły.
— Pan się z tego cieszy? — zapytał Nesser, mrużąc oczy.
— Tak! — odpowiedział oficer i urwał.
— Dlaczego? — rzucił pytanie reporter.
Oficer odgarnął wtył spadające mu na białe czoło ciemne pasmo włosów i odparł cicho:
— Moja kompanja składa się z samych socjalistów, czy może nawet syndykalistów, jak ich nazywają. Ci nienawidzą burżuazji, rządu, społeczeństwa, a także inteligencji, którą uważają, nie bez powodu, zresztą, za służebnicę kapitału, wyzyskującego proletarjat...
— Nie rozumiem... — zauważył Nesser.
— Ach, przepraszam!... — zawołał oficer. — Przecież nie poznaliśmy się jeszcze? Nazywam się — René do Langlois, dowódca 3-ej kompanji.
Nesser wymienił swoje nazwisko.