Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chambrun, jakgdyby wyczerpany, — odrzucił się na oparcie fotela i z opuszczonemi powiekami wciąż szeptał z wzrastającą namiętnością:
— Błogosławię na wojnę imieniem Chrystusa!... Poleje się krew i życia gasnąć będą, jak zdmuchnięte świeczki, jak wpadające w płomień owady lotne, nierozumne! Błogosławię! Albowiem wojna ta skruszy hardość, pychę i potęgę proroków fałszywych, obali ołtarze bogów drapieżnych, głuchych obudzi, ślepym wzrok przywróci, niemowom w usta włoży żądło ogniste, w oziębłych sercach roznieci płomień, buchający żarem. Stanie się wielki cud!
Umilknął pleban i siedział zapatrzony w niewidzialny daleki świat marzeń i przeznaczeń niezgłębionych.
— A jeżeli nie doczekamy się cudu? — siląc się na szyderstwo, zapytał Nesser.
Wzdrygnął się chudy księżyna na to pytanie, które, widocznie, nieraz przychodziło mu na myśl w chwilach ciężkiego i trwożnego zwątpienia. Rękę uniósł, jakgdyby grożąc komuś, i odpowiedział ponuro:
— Zaiste powiadam wam, bracia, nastaną wtedy dnie, w których w rozpaczy i lęku niezmiernym przeklinać będziecie matki wasze, że porodziły was!...
Upadł głową na złożone na stole ręce i nagle szlochać począł głośno i bezradnie, jak dziecię małe, zbłąkane i opuszczone. Nesser nie odzywał się więcej. Zrozumiał, że ten dziwny pleban wiejski nie był pewien oczyszczającego wpływu wojny i że przeżywał ciężkie chwile zwątpienia i rozdwojenia myśli.
— Uczciwy jakiś człeczyna... — pomyślał reporter i dał znak uczonemu do wyjścia, lecz ksiądz