Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i palcem wskazywał na ulicę. Dama otworzyła parasolkę i poszła chodnikiem. Wkrótce przyłączył się do niej siwy, poważny pan w nieprzemakalnym płaszczu. Nesser, nie zdając sobie sprawy, dlaczego to czyni, podążył za nimi.
— Czyżby to była zakochana para? — zapytywał się w duchu i usiłował podsłuchać toczącą się rozmowę.
Podszedł tak blisko, że dobiegły go niektóre zdania w języku niemieckim:
— Musimy zawczasu wyjechać... piątego lipca w Potsdamie zapadła ostateczna uchwała co do wypowiedzenia wojny... — mówiła dama, pochylając się do swego towarzysza. — Nasza armja wkroczy do Luksemburga i Belgji...
— Czyżby się odważono na to? Czy jest to całkiem nieuniknione? — pytał stary jegomość niespokojnym głosem.
— Tak! — padła stanowcza odpowiedź. — Wszystko jest przewidziane i postanowione nieodwołalnie... Najdalej za miesiąc — wojna... Musimy wyjeżdżać, bo inaczej...
W jednej chwili wyćwiczona pamięć Nessera nagromadziła fakty, niepokojące opinję publiczną: zamordowanie 28-go czerwca bieżącego roku w Bośni austrjackiego arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, wściekły ton dzienników wiedeńskich i berlińskich, pokojowe usprawiedliwienia się rządu serbskiego i pełne trwożnego ostrzeżenia artykuły prasy francuskiej. Zestawiwszy to wszystko, w jednej chwili zbliżył się do idącej przed nim pary. Uchylił kapelusza, długo z udaną obawą oglądał się na wszystkie strony i mruknął po niemiecku: