Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z deszczu szeroki, pluszowy kapelusz, zerkał na foremne łydki damy i na jej wąskie zgrabne biodra. Ruszał przytem wargami, jakgdyby coś żuł lub powtarzał jedno i to samo słowo.
— Symbol prasy codziennej, owej „duszy dnia“ — sformułował Nesser swoją myśl. — Nierząd, drapieżne instynkty, hipokryzja i... zdrada!
Że dama, wzbudzająca w duchownej osobie wyraźne żądze, zdradzała swego męża lub kochanka, — Nesser nie wątpił. Spostrzegawczy wzrok jego przyłapał nieznaczne ruchy jej rąk i oczu. Niby przypadkowo podnosiła dłoń, palcami i powiekami dając jednocześnie jakieś znaki.
— Sygnalizuje... — domyślił się Nesser.
Porwany nagłą ciekawością, podniósł kołnierz od palta, głębiej wtłoczył na czoło kapelusz i, przeszedłszy na drugą stronę ulicy, stanął obok księdza. Udał, że chce zawrzeć znajomość z dziewczyną, szukającą zwykłej w jej fachu przygody; tymczasem oczy jego starannie badały przeciwległe domy. Wkrótce spostrzegł starszego pana. Wyglądał z okna trzeciego piętra hotelu i również wyczyniał tajemnicze znaki.
— Nie! Ten stanowczo nie nadaje się na kochanka! Stary i niebogaty, bo mieszka w podrzędnym hotelu — kombinował Nesser.
Dama tymczasem niecierpliwie potrząsnęła głową i, już, prawie nie kryjąc się, gestykulowała tak wyraziście, że nawet niewtajemniczony Nesser pomyślał:
— Mówi do staruszka: „skoro jesteś tak głupi, że nic nie rozumiesz, to wychodź — opowiem ci wszystko, a spiesz się, stara mumjo!“
Istotnie, jegomość zniknął, a gdy za chwilę znowu ukazał się w oknie, miał już kapelusz na głowie