karnej armji niemieckiej. Kilka pułków, zdziesiątkowanych kulomiotami francuskiemi, cofało się powoli, zaścielając ciałami poległych przestrzeń pomiędzy okopami przeciwników. Było to tak potworne widowisko, że nawet oficerowie ze sztabu wzruszali ramionami i przez zaciśnięte zęby mruczeć zaczynali:
— To są jatki! Wszelkie wysiłki zdobycia atakiem tych pozycyj muszą się skończyć nowemi ofiarami! Jedynie artylerja może zburzyć miasto i zmusić przeciwnika do opuszczenia okopów lub poddania się!
Kajzer jednak rzucał na Dixmude wciąż nowe a nowe pułki. Jedna z kompanij, straciwszy oficerów i połowę swoich ludzi, powracała w nieładzie. Natychmiast nadbiegli wysłani do objęcia komendy nowi oficerowie.
— Naprzód! Biegiem! — krzyczeli.
Kompanja w ponurem milczeniu cofała się jednak coraz szybciej, szereg za szeregiem znikał, kryjąc się w głębokich rowach strzeleckich.
— A więc — wojna nie jest wszechwładnem zjawiskiem? Ludzie mogą podtrzymać ją, lecz mogą też ubezwładnić! — rozumował Nesser. Ta myśl nie zdołała jednak rozproszyć męczącej obojętności, ogarniającej go coraz bardziej.
Wysłuchawszy nowiny, przyniesionej przez kolegę amerykańskiego, wzruszył ramionami i rzekł:
— Kajzer, widocznie, zamierza pozostawić w tych bagnach całą armję?...
— Podobno, jak mi mówiono, jest pewien zwycięstwa, — odpowiedział Amerykanin. — Ale pójdźmy do sztabu korpusu, stojącego przed Messines, bo stamtąd ma rozpocząć atak dywizja gwardji pruskiej. Ci to będą się bili!
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/261
Wygląd
Ta strona została przepisana.