Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie potrzebuję przecież być bardziej od niej wrażliwym... Skoro ona może w takiej chwili uprawiać swój zawód, to i ja mogę chyba wykorzystać go...
Zaśmiał się w duchu i ścisnął ją w ramionach, przechylając wtył i zrywając zapinkę na piersi. Ledwie jednak dłonie Nessera dotknęły jej, Lucy szarpnęła się raptownie i, wybiegając z pokoju, poczęła tupać i krzyczeć przeraźliwym głosem:
— Dzikie, brutalne zwierzę, bydlę!... Jak ja pogardzam wami wszystkimi, jak nienawidzę!... Pluję w wasze plugawe, rozpustne oczy... samcy niesyte... brudne!
Zatrzasnęła drzwi za sobą i przekręciła klucz w zamku. Nesser, zdumiony i dotknięty wybuchem Lucy, wyszedł do przedpokoju, gdzie już zastał pokojówkę. Nałożył palto i kapelusz, wziął laskę i, dając dziewczynie monetę, mruknął:
— Mademoiselle Canard jest dziś nieusposobiona...
— Ach! Madame już od dwuch dni wciąż płacze i rozpacza — szepnęła subretka. — Niech pan nie zważa na to i nie gniewa się na panią!
Nesser wzruszył ramionami i opuścił „gniazdko“ panny Lucy.
— Do djabła! — myślał. — Wojna zakradła się nawet do lupanarów...
Splunął, mocno uderzył laską w płyty chodnika i poszedł przed siebie w ciężkiem zamyśleniu. Spotkała go niezasłużona obraza, lecz ku wielkiemu swemu zdumieniu, nie czuł gniewu i żalu do Lucy. Zelżyła go i obraziła, a jednak czuł, że zaszło coś, obok czego nie można przejść ze zdawkową obojętnością. Zapomniał na chwilę o urazie