Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panowie są kupcami? — spytał obojętnie.
— Tak — natychmiast odparło dwóch, a trzeci dodał:
— Jestem fabrykantem...
— Panom chodzi o możliwie długi okres wojny?
— Naturalnie! — zawołał krewki grubas. — Jedyna sposobność do zrobienia dużych interesów!
— Zbyt spokojnie i normalnie płynęło ekonomiczne życie kraju — objaśnił fabrykant. — Wzmagająca się konkurencja wykluczała wielkie zyski... Przemysł i handel wegetowały, wprost wegetowały...
— Co pan mówi, panie Tourier?! — zawołał opasły kupiec. — Jakaż to wegetacja? Dążyliśmy do zupełnego paraliżu!
— Może być, może być! — chętnie zgodził się przemysłowiec. — Sytuacja stawała się rozpaczliwą!
— Z pewnością, koledzy i konkurenci panów z innych krajów także z niecierpliwością wyglądali wojny i teraz nie pragną prędkiego jej zakończenia? — łagodnie zapytał reporter.
— Przemysł i handel obawiają się wojny, bo któż potrafi przewidzieć konjunkturę?... — odparł przemysłowiec. — Jednak skoro się to już zaczęło, — wojna powinna potrwać w interesach państwa. Rozwinie się przemysł, powstaną nowe fabryki, ożywi się handel, bierny kapitał państwowy, złożony w kasach banków, zostanie zmobilizowany. To doleje świeżej krwi do arteryj republiki! W ostatnich latach, doprawdy, trzeba było posiadać genjusz, aby sprostać zadaniu i znaleźć konsumentów dla nadmiaru produkcji. Ja, naprzykład, wyrabiam perfumy. Konkurencja w tej branży jest tak wielka, ze zmuszony byłem szukać nowych rynków. Zna-