Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszelkie wydatki korespondenta wojennego! Ładnieby wyglądał, gdyby stary Joffre nie tylko pobił porywczego Klucka, lecz za jednym zamachem osaczył armję młodego Hohenzollerna i wziął go do niewoli! Ha! Niezawodnie, w duchu sam pragnie, aby cała ta zgiełkliwa heca potrwała jeszcze. Znakomicie podniesie to rachunek jego w banku i utrwali jeszcze bardziej reputację wybitnego korespondenta. Teraz inaczej będzie rozmawiać z tymi bandytami — redaktorami. Wśród swoich kolegów będzie się czuł arystokratą, jak Langlois, Brice...
Przed oczami Nessera przemknęły nagle widziane na froncie, zasnute żółtym dymem i kurzawą ponure krajobrazy; spalone stogi, rozwalone domy, rozdęte brzuchy końskie, kupy strzępów ludzkich; posłyszał huk dział, szczekanie kulomiotów, suche, podniecające salwy karabinów; ujrzał, biegnące do ataku niebieskie szeregi Francuzów, spokojne twarze angielskich strzelców, opasanych ładownicami... Przesunął mu się jakgdyby przez mgłę kapitan de Langlois z czarnym pasemkiem włosów na czole, mroczny sierżant Bluot, z obandażowaną głową; skrwawiona kurta na piersi „Black Jimmy“; podobny do świeżo odwalonej skiby, olbrzymi John Wells... wszystko to naraz zamajaczyło mu przed oczami; wszyscy ci, których już nigdy nie spotka, stanęli przed nim teraz i żądali od niego czynu, wpatrzeni weń nieruchomemi, szklącemi się źrenicami.
Powoli podniósł ciężkie powieki i przyjrzał się sąsiadom. Rozłożyli na kolanach jakieś rachunki i, zaglądając co chwila do notatników, omawiali sprawy handlowe. Reporter wyprostował się i odchrząknął.