Jeszcze chwila i spadłbym do wody, gdy nagle drgnąłem i obejrzałem się. Licho ubrany człowiek z przeraźliwym, pełnym rozpaczy krzykiem wdrapał się na ogrodzenie mostu i skoczył do rzeki.
Nie spojrzawszy nawet, co się z nim stało, przebiegłem na drugą stronę jezdni, gdzie wisiały przyrządy ratownicze, i zacząłem w pośpiechu zrzucać do wody duże kule korkowe i koło, obszyte nieprzemakalną
tkaniną.
Gdy wszystko to wyrzuciłem do rzeki, spojrzałem
nadół. Samobójca już się wynurzył z wody, bezradnie
i bezładnie podnosząc ręce, i znowu wydał okrzyk.
Zgroza i rozpacz bezgraniczna zabrzmiały w głosie tonącego człowieka. Spostrzegł jednak płynące o kilka
metrów przed nim koło ratunkowe, zaczął doganiać je,
z całej siły tłukąc wodę rękami i nogami. Jednocześnie
od brzegu pomknęła ku niemu łódź posterunku policji.
Wkrótce wydobyto go z wody, drżącego, niemego z przerażenia. Gdy łódź dobiła do brzegu, zbiegłem na
dół i zajrzałem w oczy samobójcy. Przecież to był
w tej chwili najbliższy dla mnie człowiek, gdyż obaj
jednocześnie staliśmy już w obliczu śmierci! Zdziwiłem się, bo w oczach jego spostrzegłem taką szaloną żądzę i radość życia, iż wydało mi się, że słyszę nawet
triumfujący krzyk, witający powrót do ludzi, ruchu,
walki, zmagania się z losem!
Nie czułem więcej głodu i rozpaczy. Nie wiedziałem jeszcze, co mam czynić dalej i co ze mną będzie, lecz czułem, że Bóg nie dopuści mojej zguby, jak nie pozwolił temu biedakowi umrzeć w chwili rozpaczy.
Schodziłem z mostu, w stronę parku. Nagle mignął
mi zapalający się i gasnący szyld elektryczny:
— „Fabryka tutek do papierosów Coillou“.
Nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, co i poco to
robię, odczytałem adres fabryki i poszedłem na drugi
koniec miasta.
Strona:F. A. Ossendowski - Dzieje burzliwego okresu.djvu/252
Wygląd
Ta strona została przepisana.