Strona:F. A. Ossendowski - Afryka.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ninie, otoczonej wieńcem gór. Szeroka droga, wykładana płytami białego kamienia, ozdobiona kolumnami, prowadziła na forum, główny plac, gdzie wznosiły się świątynie i pałace starszyzny rzymskiej; inne ulice biegły ku amfiteatrowi, świątyniom różnych bóstw, do łaźni publicznych, na rynek, w stronę łuku Trajana i do Kapitolu z posągiem boga Jowisza. Widocznie szczęśliwe i beztroskie pędzili w Timgadzie życie rzymscy legjoniści, bo na forum pozostał wyryty w kamieniu napis: Polować, kąpać się, grać i śmiać się — to znaczy żyć“!
Przewodnik, który prowadził karawanę, ujrzawszy ruiny rzymskiego miasta, poczuł niepokój i troskę.
Wiedział, że należy dać wypoczynek zwierzętom i ludziom. Szli już dwa tygodnie, zatrzymując się na parę godzin zaledwie, zmuszeni kryć się w wąwozach lub pod stromym brzegiem wyschłych rzeczek algierskich. Przechodzili właśnie środkową część kraju, tak zwany — Tell. Przed trzydziestu laty rozparł się tu step, gdzie koczowali Berberowie i Arabowie ze swemi stadami. Teraz wszystko się tam zmieniło. Francuzi nawodnili Tell, wykopawszy studnie i ustawiwszy pompy, nauczyli ludność uprawy roli i walki ze szkodnikami. Znikły namioty koczowników, a na ich miejscu powstały wioski i duże osady, leżące wśród zielonych, urodzajnych pól i sadów. Przywykli do