Przejdź do zawartości

Strona:Erotyki (Zbierzchowski).djvu/005

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stałem długo na czatach
Gdzie mlecznej drogi szlak.
Czekając czy nadleci
Marzony rajski ptak.

Gdym w przestrzeń sieć zarzucał
Serce me wstrząsnął dreszcz:
Przez oczka mojej sieci
Sypał się gwiezdny deszcz.

Przez oczka mojej sieci
W nocnej godzinie czat,
Prószył wonną ulewą,
Biały czeremchy kwiat.

Wszystko, co nieuchwytne,
Jak duszy ludzkiej toń,
Cała poezji bajka,
Melodja światło i woń.
 
Aż wreszcie w sidła zdradne,
W których gwiazdy się lśnią,
Wpadło własne me serce
Biedne, zbroczone krwią.

Widzę, jak się trzepoce,
Jak miota się bez tchu,
Ręce łamię bezsilny
Nie mogąc pomóc mu.
 
Łowca jestem przedziwny
Pleć się niteczko, pleć!
Łowię siebie samego,
W snutą ze serca sieć.