dnie. Widać fakturę, retorykę, jednem słowem sztukę[1]. Dodajmy w końcu, że niema tu nawet sposobu wyrażania się Jezusa. Wyrażenie »królestwo boże«, tak często używane przez mistrza[2], pojawia się tu zaledwie raz jeden[3]. Natomiast wysłowienie Jezusa w czwartej ewangielii przypomina zupełnie styl listów Jana; widać, że autor podczas pisania nie sięgał do wspomnień, ale dał się unieść własnym i to niezbyt oryginalnym myślom. Pojawia się język całkiem nowy, mistyczny, obcy synoptykom (»świat«, »prawda«, »życie«, »światło«, »ciemność« etc.). Gdyby Jezus istotnie tak się wyrażał, tak nie po hebrajsku, nie po żydowsku, tak nie talmudycznie, to jakim sposobem zauważyłby to jeden tylko słuchacz?
Zresztą historya podaje nam przykład bardzo podobny i w tym wypadku bardzo pouczający. Sokrates, który, tak, jak Jezus, sam nic nie pisał, znany jest nam z relacyi dwóch uczniów, Ksenofonta i Platona, z których pierwszy dzięki swemu objektywnemu przedstawieniu przypomina synoptyków, drugi natomiast, dzięki swej silnej indywidualności, autora czwartej ewangielii. Z jakich pism poznajemy lepiej Sokratesa: z pism Ksenofonta, czy z dyalogów Platona? Tu nie może być dwóch zdań; cały świat poszedł za Ksenofontem. Ale czy Platon niczego nie uczy o Sokratesie? Czy można skreślić żywot tego mędrca, pomijając zupełnie dyalogi Platona? Któżby śmiał twierdzić coś podobnego! Zresztą porównanie nie jest tu całkiem ścisłe a wypada