Strona:Ernest Buława - Poezye studenta - tom I.pdf/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Leciałbym w niebo gromami zwiane
I płakał czystą łez rannych rosą! —





Z BYRONA.
(When i roved a young Highlander.)


Kiedym młodym góralem uganiał po halach,
I na szczyt twój wdrapywał się śnieżny Morwenie,
Patrząc w dziki wodospad co ryczał po skałach,
Lub w mgły chmurne co dolne zaległy przestrzenie —
Niewykształcon nauką, niewiadomy trwogi,
Dziki jak skały, w których dzieciństwo me śniłem,
Nic nie czując nad obraz sercu memu luby,
Marjo moja! twym cieniem wszystko zapełniłem!
Jednak — byłaż to miłość? gdym nie znał jej miana,
Jakaż namiętność w sercu dziecka powstać może?
Przecież takiem uczuciem drży dziś pierś młodziana,
Którem pacholę biegło w dzikie skał przestworze! —
Jeden obraz się w piersi wyrył w ślad westchnienia:
Stałem z moich okolic kochał się żałobą —
Małom pragnął, bo spełniał los moje pragnienia
Myśl moja była czysta, bo duch mój był z tobą!
O świcie, z przewodnikiem psem mym, w ślad daleki
Błąkałem się bez celu, od góry do góry,
Biłem się z bałwanami rozpędzonej rzeki,
W dali słysząc górali śpiew dziki, ponury? —
Wieczór pod cieniem krzaków, u stóp cichej skały,
Snów innych jak o Marji dusza nie ujrzała;
A wśród modlitw gorących co ku niebu drżały,
Pierwsza o szczęście Marji u Stwórcy błagała! —
Rzuciłem dom mój pusty, pierzchły sny natchnione,
Znikły góry, i za mną już, o! młodość moja,
Ostatni z rodu, więdnąc w dni osamotnione,
Wspomnień słucham, jak szumu dalekiego zdroja! —