z 10 milek w głąb’ nieznanych okolic ziemi i dopiero utopić się tam w lawie — zaprotestował sługa. — Wiedziałbym przynajmniej, że niezwykle ginę.
— Rzecz gustu, — mruknął anglik.
Ale wracając do rozpuszczonej lawy ośmieliłbym się zrobić małą poprawkę. Powątpiewam mianowicie, czy można‑by się w tej głębokości utopić. Skoro kilka tysięcy stopni ciepła wystarcza do utrzymania wszystkich pierwiastków w stanie gazowym — zdaje mi się, że wnętrze ziemi, nie może być płynnem, lecz składa się z gazów. Więc Stanisław nie utonąłby, ale powinienby się zamienić w obłoczek gazu, niezmiernie rozrzedzonego.
— Masz szłuszność, lordzie, ale tylko w połowie. Wnętrze ziemi w istocie pozostaje w stanie gazu niesłychanie rozgrzanego[1]. Dość przyjąć stwierdzony doświadczalnie przyrost temperatury, aby obliczyć, że w samym środku ziemi materya rozpaloną jest do 76,000 stopni Celsjusza, jak obliczają umiarkowani, albo do 200,000 według krańcowych. Mimo to nie sądzę, aby wnętrze naszej planety było wypełnione gazem, jak to sobie niektórzy wyobrażają.
— Jakto? — zawołał anglik, jeśli wszystkie zasady nauki dowodzą, że materya dąży do coraz większego rozrzedzenia we wzrastającej temperaturze, czyż możebnem jest, aby wobec strasznego gorąca nie wypełniał ziemi rozrzedzony gaz?
— Nietylko jest to możebne, ale pewne.
— Na czemże gruntujesz swą pewność? zagadnął Puckins.
— Na ścisłym obrachunku. Jeśliby wnętrze ziemi wypełniał gaz, wtedy nasza planeta, nieposiadałaby ani miljonowej cząstki tej wagi, jaką stwierdzają obrachowania. A tymczasem, waga ziemi, porównana z jej obojętnością[2], daje nam niespodzianie wyższą cyfrę, aniżeli nawet możnaby przypuszczać, sądząc po gatunkowym ciężarze skał tworzących skorupę ziemską. Gatunkowy jej ciężar równa się 5,55 czyli średnio glob ziemski ma ciężar pięć i pół razy wyższy od wody, a dwa razy większy od skał, z których składają się znane nam warstwy skorupy. W głębi tedy ziemskiego globu materya musi być znacznie cięższą gatunkowo od skorupy.