Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ziemi — oto nieprzebrane źródła siły, zastępującej wybornie pracę dawnych zwierząt domowych i dawnych machin parowych. Każdy dojrzały obywatel pełni służbę przez trzy lata przy cięższych i niezbędnych pracach dla publicznego dobra. Innych ciężarów nie znamy. Pracujemy wszyscy jednako. Najwięcej jednak nad poznawaniem cudów wszechświata. Muzyka jest ulubioną osłodą wolnych chwil naszych. Przez nią, niby na skrzydłach poezyi, unosimy w się czystą krainę marzeń podniosłych. Muzyka jest najwyższym skarbem i poezyą naszą, ona wypowiada stokroć więcej niż, z natury rzeczy, gruba i niedoskonała mowa ludzka wyrazić jest w stanie. Ona daje nam przedsmak doskonalszego, zagrobowego istnienia, do którego tęsknimy ona godzi z dolegliwościami żywota.
— A więc i wy nie jesteście szczęśliwi?!
— Jesteśmy! Dopiero gdybyśmy, wolni od trosk i pokus, utonęli — w jakimś jednostajnym i wcale niepożądanym dobrobycie, zatracilibyśmy poczucie szczęśliwości. Bóle oczyszczają przecież i wznoszą nas wyżej. Najsrożej cierpimy, nie mogąc ulżyć cierpieniom bliźnich, niemogąc podnieść całej ludzkości do wyżyn idealnych, ale i na to nie sarkamy...
Im dłużej patrzał geolog na postać dyrektora, tem większa ogarniała go wątpliwość czyli kobietę miał przed sobą, czy mężczyznę. Nieśmiał zadać niedyskretnego pytania, wreszcie nie oparł się pokusie.
— Dziwnie delikatną jest twa postać, dyrektorze. Daruj, że cię zapytam, czyś mężczyzną?
Starzec uśmiechnął się łagodnie.
— Jestem człowiekiem.
A zauważywszy, iż odpowiedź nie zadowoliła geologa, dodał z prostotą:
— Jeśli chcesz wiedzieć to, do czego my zresztą żadnej nie przywiązujemy wagi, powiem, że należę do rodzaju żeńskiego.
— Z twych słów wnoszę, dyrektorze, że niemasz męża?
— Naturalnie! jak większość... To jest podstawą naszego szczęścia i stanu ducha, do którego ludzkość tak długo tęskniła...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Prawił jeszcze dużo starzec, ale były to już rzeczy, których geolog mimo wysiłku zrozumieć nie był w stanie. Więc przerwał znużony mowę dyrektora, podobną do cichego, dziwnie przyjemnego śpiewu.