Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla wszystkich zwierzęcych mieszkańców ziemi. Jak tygrys dyszy do krwi ciepłej, tak człowiek instynktownie koi żądze nowe w tysiącznych odkryciach, wynalazkach, poglądach, naprzemian błędnych to prawdziwych, a nie spocznie, póki się nie wypełni rola jego na ziemi.
Niedługo już porzuci krzemień, który mu służył wiernie przez setki wieków, i z rudy pocznie wyprażać błyszczącą miedź oraz żelazo. Odtąd miecze, strzały i noże będą lepiej krajać, mniej się szczerbić, a łatwiej naprawiać. Za sprawą kruszczów i błyskotki będą coraz piękniejsze, sprzęty i narzędzia doskonalsze, domy wygodniejsze. Z niemi zwolna wstąpi nieznany gość, zbytek pod dach człowieka, a także nierówność w uposażeniu jednostek, rodzin i szczepów.
Już tylko chwilę trzymać się będzie, ta nieświadoma swej wielkości murawa ludzka w stanie zielonym. Za kilkanaście wieków zakwitną pierwsze jej łany kwieciem, które zwiemy «wyższą cywilizacyą.» A wtedy nowe kontrasty się zjawią. Wtedy przepaść między człowiekiem, a człowiekiem pogłębiać się zacznie do stopnia dawniej nieprzeczuwanego.
Niejeden jeszcze szczep zejdzie z właściwej drogi, popadnie w zastój, a nawet upadek. Wróci, zkąd wyszedł. Niejeden ciemny sąsiad wyprzedzi go w cywilizacyi. Mimo wszystkie jednak kroki wstecz i upadki — ogół ludzkości nie cofnie się już do stanu dawnego, tak samo, jak kwiat nie może przyjąć stanu pączka, z którego raz się już rozwinął. Może zwiędnąć i nie wydać owocu, ale pączkiem nie zostanie!
Niwa Egiptu jedna z najpierwszych dojrzeje i zabłyśnie swym kwiatem. Za nią pójdą kolejno coraz inne zakątki ziemi.


∗                              ∗

Noc zapadła straszna dla jeńców, pewnych, że z nadejściem dnia — skończą, jak skończył biedny Don­‑Kiszot, lord Puckins.
Nagle stało się coś niezwykłego. W uśpionej wiosce wszczął się hałas — bieganina, ostre krzyki przedarły powietrze — a na samym końcu zajaśniała czerwona łuna. Nie upłynęło pięć minut pożar ogarnął drugą i trzecią chatę. Zgiełk doszedł do potęgi. Nieludzkie wrzaski krzyżowały się w powietrzu.
W tej samej chwili jakaś ciemna postać na jasnem tle pożaru wyrosła w pobliżu geologa. Zbliżał się ku niemu szybkim krokiem wysoki mężczyzna. Pochylił się nad geologiem — dotkn ą