płaci przybłęda podobne przewinienie życiem, a ciało jego spożywają z tryumfem zwycięzcy. Zkądże tu, wśród tych srogich myśliwców mogłoby być lepiej?
— Zginęliśmy! profesorze — zawołał, — niemamy się po co dłużej ukrywać.
W tej chwili wilk podniósł się nagle. Toż samo uczyniło kilka innych postaci i, z podniesionemi do rzutu dzirytami, czekali hasła przywódcy. Przedpotopowicz oniemał, tymczasem Puckins wyprostował się także, z zimną krwią założył ręce po napoleońsku, potem, z głową podniesioną i pewnym krokiem, zbliżył się do pierwszego napastnika. Gdy stanął o trzy kroki przed nim, uroczystym ruchem sięgnął do ust własnych i, niespuszczając oczu z dzikiego, wyciągnął ku niemu dłoń, na której bielił się szereg sztucznych zębów na kauczukowem podniebieniu.
Skutek nastąpił piorunujący. Myśliwiec jęknął chrapliwie, rzucił dzidę daleko od siebie i padł twarzą na ziemię. Lord Puckins, wyniosły i sztywny, szedł z dłonią wyciągniętą dalej, ale, o dziwo, nikogo nie ujrzał. Dzicy pierzchli, jakby się zapadli pod ziemię. Możnaby sądzić, że byli marami, gdyby nie pozostał jeden, ów pierwszy, rozciągnięty nieruchomie na trawie.
Długogłowy syn puszczy drżał, jak liść osiki.
Puckins pochylił się nad leżącym, ujął go zlekka za ramię i położył mu rękę na głowie.
Potem odwrócił się z zimną krwią i odszedł.
Obywatel boru spojrzał nań wzrokiem pełnym obaw i uradowania i pełzając tyłem oddalił się pokorny, aż znikł w gęstwinie.
— No! pozbyliśmy się nieproszonych gości — rzekł swobodnie anglik.
— Podziwiam cię lordzie! — wyszeptał zachwycony Przedpotopowicz.
— Nic wielkiego. Stara sztuka! już raz ocaliła mi życie. Teraz nie trzeba tym zuchom przeszkadzać, ani zbytnio dowierzać. Pilno im pewno płatać konie.