Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwierzynę i wymierzać zblizka cios niezawodny. Niektórzy zuchwalstwo i krew zimną posuwali do tego stopnia, że schodzili na kilka kroków śpiącego lwa albo niedźwiedzia i kładli trupem, zatapiając nagle dziryt w oku lub sercu zwierzęcia.
I ten konający tabun, mimo bajecznej czujności ogiera, dostał się w pułapkę tylko dzięki przebiegłości kilku ludzi po tej stronie strumienia. Pełzali oni całemi może godzinami, cierpliwi i baczni na wszystko, póki nie otoczyli pasącego się stada, a potem, nagłem ukazaniem się, krzykiem i wyciem, postacią pół­‑zwierzęcą, odebrali zaskoczonym zwierzętom przytomność i zagnali je rozmyślnie na cypel bez wyjścia, aby rozszalałe ze strachu wpędzić nad przepaść. To był także wynalazek morderczy, nie gorszy od łuku. W takiem polowaniu zasmakowali, bo przy obfitości tabunów, przy małym rezyku, dawało stokroć obfitszy łup, aniżeli uciążliwe, a często niebezpieczne uganianie się za pojedyńczą, ostrożną i szybkonogą zwierzyną.
Lord Puckins, najbieglejszy w myśliwskich wybiegach, czas jakiś śledził zbliżających się myśliwych, ale prędko znikli mu z oczu. Wytężonym wzrokiem ogarniał anglik odkryty brzeg strumyka, pewny, że dostrzeże wcześnie napastników, gdyby się tu podejść ośmielili. Tymczasem łudzący spokój i cisza zapanowały dokoła. Lord Puckins nie wiedział, że z za krawędzi skały wychyliły się dwa łby wilcze i dwie pary ludzkich oczu śledziły z góry bezbronną gromadkę. Synowie puszczy dokazali bez trudu podobnej sztuki, którą schodzili śpiących lwów i płochliwe konie.
Trzech myśliwych, okrytych wilczurami, podpełzło z boku, pod osłoną krzewów i kamieni, na rzut dziryta do naszej trójki, która ani się domyślała blizkiego niebezpieczeństwa. Potem, pod osłoną cielsk końskich, ludzie epoki polodowej (Musteryeńsko­‑magdaleńskiej) zbliżyli się na kilka kroków, ale nie spieszyli z napadem. Dopiero, gdy cała gromada znalazła się w blizkości i obserwowała ciekawie niezwykłych gości, Puckins bezwiednie pociągnięty siłą ich wzroku, odwrócił się i ujrzał o kilkanaście kroków przed sobą wilczy łeb, oparty na rozciągniętym końskim kadłubie. Bezbronny — pojął w jednej chwili grozę położenia.
Musteryeńsko­‑magdaleński europejczyk wziął niezawodnie naszą gromadkę za nieznanych sąsiadów, którzy tu przyszli z dalekich stron z zamiarem osiedlenia się, lub polowania na cudzej ziemi. Wiedział lord, że jeszcze w XIX wieku w głębiach Afryki