Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strzegam słaby promyk nadziei. Wszak Dante był na samym dnie piekła, w samym środku ziemi, a jednak i ztamtąd powrócił.
— Zapominasz, lordzie, że on był w szczęśliwszych warunkach, — odezwał się roztargniony geolog, — który od ostatniego odezwania się, pogrążony w myślach własnych, zdawał się nic nie widzieć i nie słyszeć.
— Jakto w szczęśliwszych? — zapytał anglik.
— Jemu przewodniczył Wirgiliusz, a my...
— Skoro o przewodnika chodzi, — podjął anglik, — to i my nie jesteśmy sami. Nas wtrąciła tu wiedza, ona nam też powinna przewodniczyć dalej!
— Na kruchej podstawie gruntujesz swe nadzieje! — odparł z goryczą profesor Przedpotopowicz, nie budząc się z pół­‑odrętwienia.
— I ty to śmiesz mówić? Ty, jej kapłan?!..
— Niestety! chciałbym być kapłanem wiedzy, ale to niedostępna wyżyna! Jesteśmy bezsilni!
— Mimo wszystko, powtarzam, że widzę zbawczy promyk, — odezwał się Puckins. — Opieram go na twej, profesorze, obserwacyi. Zdaje mi się nawet, żem zdobył niejakie podstawy, ale czyż można być czegokolwiek pewnym w odmęcie przeszłości? Jesteśmy niby wątła łódka na niezmierzonym oceanie czasów, dzielących nas od teraźniejszości.
— Jeśli chcesz być w zgodzie, z tem, coś nam wygłosił to daj pokój «teraźniejszości,» — poprawił go cierpko geolog. — To, co nazywałeś onegdaj jej imieniem u wejścia do podziemnej czeluści, już dla nas trzech nie istnieje, jest to odległa przyszłość.
— Słusznie, słusznie! — zawołał Puckins. — Otóż sądzę, że spadek nasz w dół czasu, czyli w przeszłość, odbył się z błyskawiczną szybkością. Oparliśmy się odrazu na kambryjskich czasach. Od tej jednak chwili powracamy dość raptownemi skokami w górę.
— Pojmuję już twoję hypotezę! — zaczął geolog, po długiej chwili, — ale daruj, że ją nazwę szaloną. To wszystko, co przypuszczasz, jest wprost niemożliwe.
— Dla czego? — sucho zagadnął anglik.
— Ależ opamiętaj się, człowieku, i nie pytaj nawet, dla czego?...
— Bardzo proszę!...
— Nie obrażaj się, ale wierzaj, lordzie, tu niema nawet nad czem rozprawiać.