Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla czegóżby czas, — ciągnął spokojnie anglik, — dał się przemierzać zawsze tylko ku przyszłości, a nigdy w kierunku przeszłości?
— Jeszcze mniej rozumiem, do czego to ma prowadzić? — mruknął po raz trzeci geolog!
— Przyjmijmy, że i w czasie można się cofnąć, podobnie jak to ma miejsce z przestrzenią...
— A wtedy? — zapytał paleontolog sucho.
— Wtedy mam objaśnienie dręczącej cię zagadki...
— Mianowicie?
— Oto, po prostu, zapadliśmy się nagle w otchłań przeszłości i w tej przepaści, nie doleciawszy do samych jej głębin, oparliśmy się na epoce Kambryjskiej.
— Zapadliśmy w przeszłość? to zdaje się rzecz poważna! — odezwał się nagle Stanisław, — który z całej rozmowy zrozumiał najlepiej zdanie ostatnie.
— Masz racyę! bardzo poważna, — odparł lord Puckins, — a zwracając się do Przedpotopowicza, dodał: Wiesz, profesorze, twój pomocnik umie myśleć! I on przyznaje, że to rzecz poważna. Odkrycie moje — ciągnął dalej, — zaskoczyło mię tak nagle, że nie mogę zebrać nawet myśli, aby zrozumieć, dla czego oparliśmy się właśnie na Kambryjskiej epoce? dla czego wpadliśmy aż tak daleko? Albo odwrotnie: dla czego nie przelecieliśmy głębiej jeszcze, do czasów przedkambryjskich, albo jeszcze głębiej, do czasów, gdy ziemia była rozpaloną kulą... albo dopiero pierścieniem oderwanym od słońca? Tłómaczę to sobie prostym trafem. Musieliśmy przecież gdzieś się zatrzymać, i zatrzymaliśmy się w Kambryjskich czasach.
— Cóż teraz z nami będzie? — zapytał, marszcząc poważnie czoło Stanisław.
— Rozmyślać nad tem rzecz daremna, — zawyrokował anglik. — Położenie nasze niezwykłe, wyjątkowe, a nawet, o ile mię pamięć nie myli, bezprzykładne... Nie słyszałem jeszcze nigdy, aby ktoś wpadł w otchłań czasu...
— Oj, prawda, — wyrzekł Stanisław. — Wpadałem i ja w rozmaite rzeczy, ale żeby kto wpadł w otchłań czasu, o tem nie słyszałem. Sądzę, że znowu trzeba się przygotować na śmierć!
— I ja tak myślę, — odrzekł Puckins. — Nie ręczyłbym nawet za to, czy już nie umarliśmy, ale jeśli żyjemy, zdaje mi się, że do-