Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia. Oznaczono dzień ślubu, ukończono przygotowania i wszystko poszłoby zwykłym trybem, gdyby między dwoje zakochanych nie wmieszał się piękny łowik.
Marna mucha zerwała małżeństwo, a jak to się stało — w trzech słowach opowiem:
Dzień, w którym nasz naturalista miał poprowadzić do ołtarza piękną narzeczoną, był jasnym, pogodnym i bezwietrznym. Zupełnie takim, jak było potrzeba do ekskursyi na muchy. D‑r jednak Muchołapski ubrany już we frak, nie myślał o dwuskrzydłych istotach. Pociągniony jedynie śliczną pogodą i przyzwyczajeniem, postanowił ostatnią wolną godzinę spędzić w Łazienkach królewskich. Idąc, rozmyślał nad szczęściem przyszłego pożycia, gdy naraz przed rozmarzonym wzrokiem jego mignęła się jakaś dwuskrzydła istotka. Spojrzał i stanął jak wryty. Miał przed sobą łowika, ale takiego łowika, jakiego jeszcze nigdy nie widział! Serce zabiło mu jak młotem. Zataił dech i zbliżył się do listka, chcąc dokładnie obejrzeć osobliwy okaz, tymczasem ostrożny owad, pozwoliwszy upewnić się, że jest rzeczywiście niezwykłym gatunkiem, uleciał sobie na dalszą gałązkę. Nasz naturalista, nie tracąc go z oczu, zbliżył się na palcach, ale łowik, nie w ciemię widać bity, oddalił się w porę. Powtórzyło się to kilka razy i rozbawiona mucha zaprowadziła go na drugą stronę klombu. Przyrodnik tracił ją z oczu i odnajdywał ciągle i tak grali sobie w chowanego, a czas leciał i leciał. Nadeszła godzina ślubu, gdy łowik ulokował się bardzo wysoko, tak wysoko, że aby go nie stracić z oczu, trzeba było wleźć na drzewo. Nie było czasu do namysłu.
Autor monografii Łowików, lubo we fraku, znalazł się na gałęzi i czołgając, zbliżał się jak tygrys do ofiary. Był cały wzruszony. Rozgrzany oporem, powiedział sobie, że muchę musi posiadać. Wobec takiej determinacyi, łowik z pewnością tragicznie by skoń-