Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

większych wysiłków jaknajdalej od mrowiska. Potykały się i przewracały do góry nogami na nierównościach gruntu, ale przeszkody nietylko ich nie zrażały, lecz przeciwnie, podniecały. W jednem miejscu kilka uczepiło się u zwłok chróścika, który im padł na powierzchnię gniazda, i biorąc go może za przyczynę klęski — z największą zajadłością szarpały i odciągały na bok...
Poduszonych od żaru mrówek znaczna liczba rozrzucona była dokoła mrowiska, a niektóre drganiem członków zdradzały resztki kołaczącego się życia. Serce powtórnie ścisnęło mi się na ten widok.
A więc do wczoraj była tu jeszcze kwitnąca i szczęśliwa osada, życie kipiało, a karne stowarzyszenie cieszyło się dobrobytem, na jaki świat mrówek zdobyć się może.
I przyszedł jeden człowiek, maleńka i wątła istota, ale samolubna i okrutna jak żadna inna na świecie, i natychmiast posiał zniszczenie w tem zaciszu! Co za klątwa nad nim ciąży, — pomyślałem z goryczą, — że gdzie stąpi, znaczy swe ślady krzywdą innych istot.
Rozmyślnie czy bezwiednie, ciągle popełnia zbrodnie, jednę od drugich okrutniejszą.
Raz stanąwszy na stanowisku bezstronnego sędziego ludzkiej chciwości i egoizmu, przestraszyłem się prawie własnych myśli i zadrżałem z oburzenia na w spomnienie człowieka, dla którego aż tu przybyłem. Poczułem srogi żal do lorda Puckinsa.
Więc to jest człowiek tak zimny i okrutny, że nie zawahał się zostać podpalaczem puszczy? Mordercą tysięcy niewinnych istot, aby tylko ratować siebie jednego?!
Skazał je na straszne męki dlatego, aby blaskiem żywych pochodni dać wiadomość o swem nędznem istnieniu?