Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cnych motylków i chrząszczy. Pod ścianą, długą na kilkaset kroków, warstwa ta grubiała i przemieniała się w rodzaj zaspy śnieżnej. Najbliższy liść paproci zasypany był do połowy zwłokami. Inne rośliny w podobny sposób tonęły w powodzi martwych lub konających owadów. Nie mogłem pojąć przyczyny nagromadzenia tak różnorodnych ofiar i dopiero baczniejsze rozejrzenie się po okolicy, pozwoliło mi dostrzedz naprzeciwko granitowej ściany ślady zniszczenia na okolicznych mchach i ziołach. Do połowy poopalane szkielety, zwisłe łodygi i pokurczone liście zbyt wyraźnie świadczyły, że zapoznały się z ogniem. Zrozumiałem, że jestem na miejscu wczorajszego pożaru i ogarnęło mnie zdumienie nad rozmiarami klęski. Szaro­‑czarna równina była pogorzeliskiem. Spalona płasczyzna szła dalej, niż wzrok mój sięgał.
Odkrycie to piorunujące na mnie wywarło wrażenie. Nie zastanawiałem się ani na chwilę, co mogło podsycać płomienie — wiedziałem tylko, że jedna ręka ludzka wzniecić je była wstanie, a ta ręka należeć musiała do lorda Puckinsa.
Serce ścisnęło mi się bólem dotkliwym i smutnym wzrokiem powiodłem dokoła. Domyśliłem się sprawcy nieszczęścia — teraz bezwiednie pragnąłem ocenić jego doniosłość, a może wmówić w siebie, że nie było znowu zbyt wielkiem.
Ale, niestety, ulgi tej odmówiło mi niebo. O paręset kroków, przyparty jednym bokiem do ściany, wznosił się półokrągły, nagi pagórek, na który zrazu nie zwróciłem uwagi. Całe to miejsce, dzięki swemu położeniu, zasłonięte było od wiatrów i słoty tak dobrze, że nie pozostało nawet śladów nocnego deszczu. Pagórek był mrowiskiem i okrywały go gromadki mrówek, krzątających się gorączkowo i zdradzających nadzwyczajne wzburzenie. Wynosiły one co chwila z kurytarzy nieruchome towarzyszki, i odciągały wśród naj-